20 lutego 2013

Rani Manicka: Japońska parasolka



Lubię książki, które gdzieś się zaczynają i gdzieś się kończą. Gdy czytam lubię mieć świadomość, że nie robię tego na darmo, że to czemu poświęcam czas nie jest tylko zlepkiem przypadkowo spisanych słów, kiedyś tam nabazgranych na kolanie a gdy wydawca się dopomina to wyjętych z zakurzonej szuflady, wyprasowanych żelazkiem, przekartkowanych i oddanych ludziom "niech mają". I to za 11,90 zł w Biedronce.

Lubię, gdy książka czyta się sama, gdy trudno doczekać się następnej strony i nie można zasnąć, bo ciekawi, bo intryguje, bo fascynuje. Taka jest właśnie "Japońska parasolka" autorstwa Rani Manickiej. Ta z pochodzenia Malezyjka z niemal czcią opisuje swój kraj, jego największe i najpiękniejsze zalety nie uciekając od porównań zarówno kultury, tradycji i ludzi. A wszystko to w czasach jeszcze przed drugą wojną światową - czasach trudnych, rasistowskich i mocno zakorzenionych w pogaństwie.

Narodzinom Parwati towarzyszą szczęście długo wyczekiwanej córki oraz niepokój o jej przyszłość, którą przepowiedział kapłan stawiając noworodkowi horoskop. Raz wypowiedziana przepowiednia na zawsze odmieniła życie Parwati oraz jej ojca, który od tego czasu zamknięty na miłość dziecka dążył tylko do atrakcyjnego zamążpójścia córki. I tak się stało, choć "atrakcyjne zamążpójście" to ostatnie co można powiedzieć o kompletnie niezadowolonym z oszustwa mężu, dalekim i obcym kraju, w którym przyszło żyć Parwati i duchu zmarłej żony, która nijak nie chciała spocząć w grobie zapomnienia.

W oczekiwaniu na cudowną przyszłość, która nie nadchodzi, Parwati powoli dorasta do rangi żony swego męża, choć nigdy nie wtapia się w tło malezyjsko - brytyjskiej elity, w której obraca się Kasu Marimuthu. Zaprzyjaźnia się z tajemniczą szamanką Mają, z którą pozostanie aż do śmierci. Wyobcowanie Parwati trwa pomimo narodzin dzieci i śmiertelnej choroby męża. Niepewności dalszego losu dopełnia zbliżająca się wielkimi krokami żołnierzy wojna oraz eksmisja z pięknego pałacu na tyły sklepu zajmowanego przez karaluchy i szczury. Paradoksalnie, Parwati szczęście znajduje w ramionach japońskiego kochanka, generała, który zajął jej dom. Hattori San uświadamia jej potrzebę bliskości i zrozumienia, którego sam dopiero się uczy właśnie z Parwati. Nocami, dla których żyją, Hattori San powoli przemienia Parwati w najprawdziwszą gejszę ze starych opowieści, tym sam uczy ją miłości, jaka nigdy nie będzie im dana w powojennym świecie.

Świecie, który powoli staje się faktem, gdy przegrani Japończycy muszą uciekać, a wszystko co tylko może przypominać o koszmarze jest z góry odrzucane. Tak jak miłość tej dwójki, którą muszą odłożyć na kiedyś, kiedy niepodległa Malezja będzie krzyczeć z radości i której Hattori San nie dożyje.

Nie wiem czy umiem określić, co jest w tej książce takiego odurzającego, przyciągającego jak magnes. Z pewnością są to postacie tak różne od nas a jednocześnie tak bardzo podobne. Z tym, że to podobieństwo nie wynika z wyglądu, ono wynika z potrzeb każdego człowieka, jego niepewności, buty, potrzeby posiadania drugiego człowieka (tak, tak posiadania), świadomości, że coś w naszym życiu jest pewne i warto się temu poddać. Każdy z nas jest trochę taką Parwati, nieco zagubioną w gąszczu trudnych codziennych spraw istotą, która surowym obejściem maskuje potrzebę zrozumienia/bliskości/miłości/wolności/spokoju.

Lubię tę powieść. Bez kwiecistych form, oszczędnie, bez nieszczerych emocji Autorka wprowadza nas w niezwykle klimatyczną historię kobiety, która od życia oczekiwała czegoś więcej niż tylko bycia.

Jesteśmy istotami światła. Rzucamy się w życie, w którym chwilowo nie umiemy dostrzec swojego światła. Nie wiemy, że spotkamy się, powracając, a później odchodzimy znów i znów, za każdym razem niewyobrażalnie radośni.


Autor/Tytuł: Rani Manicka/Japońska parasolka
Wydawnictwo/Rok: Wyd. Albatros/ Wydanie III 2013

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz