17 września 2012

Laura Lippman: Co wiedzą zmarli


Wyszły z domu i nigdy nie wróciły. Kilkunastoletnie siostry zniknęły bez śladu. Nigdy nie odnaleziono ich ciał. Nigdy nie rozwiązano zagadki ich zaginięcia. Trzydzieści lat później zagadkowa kobieta powoduje wypadek samochodowy. Przesłuchiwana prze policję wyznaje, że jest jedną z sióstr Bethany - tą, która uszła z życiem z rąk porywacza.

Od pierwszych stron widać, że kobieta jest dziwna - i jest to dość łagodne określenie. Nie wiem z czego ta jej dziwność wynikała, pewnie z faktu, że nie bardzo wiedziała gdzie jest ani dokąd zmierza, nie miała przy sobie żadnych dokumentów, ale była mistrzynią w przywłaszczaniu sobie tożsamości, wyszukiwaniu ich w starych gazetach i dopowiadaniu życiorysów. Urywki jej wspomnień rysują policji wielce obiecujący obraz... oszustki. Wydaje się, że tylko matka kobiety będzie w stanie rozwikłać zagadkę i potwierdzić lub zaprzeczyć jej tożsamości. I oczywiście tak się dzieje, gdyż pomimo trzydziestu lat z hakiem dzielących te wydarzenia okazuje się, że wszyscy nadal tkwią w przeszłości, otuleni wspomnieniami wciąż starają się uciec jak najdalej w inną świadomość, w inne życie, które pozwoli zapomnieć choć na chwilę, odetchnąć powietrzem wyzbytym z poczucia winy. I oderwać się od codziennego dramatu.

Wiele sobie obiecywałam po tej książce. Może nie tyle kryminału co głębokiej psychoanalizy głównej bohaterki. Motywów działania, które ją nakręcały, powolnego uchylania rąbka tajemnicy jej przeszłości, drastycznych obrazów. Nie da się ukryć, że im dalej się czyta tym lepszego efektu oczekuje. Książkę przeczytałam, ale odczucia mam mieszane, owszem po trochu tego wszystkiego było w książce, ale czytałam ją tak strasznie długo, że całość mocno straciła na wartości. Jest to bardziej moja wina aniżeli powieści, ciężko jednak spodziewać się fanfar po blisko dwóch miesiącach czytania, oglądania okładki, odkładania jej na miejsce i zwykłego zmuszania się, bo już pora ją skończyć.


Autor/Tytuł: Laura Lippman/ Co wiedzą zmarli
Wydawnictwo/Rok: Amber/2007

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz