18 maja 2012

Carrie Underwood: Blown Away (2012)


Z ciekawością zabrałam się za słuchanie tej płyty. W końcu to robota nie byle kogo, bo dziewczyny, która jako jedyna potrafi zaśpiewać amerykański hymn bez żadnego fałszu (zrzutka na lekcje dla Edyty?).

Od wieków zakochana w Johnnym Cashu znam trochę tematykę country. I wiem też, jakie cuda wszystkie te country singery robią, by jak najbardziej odejść od śpiewania ichniejszego folku wciąż jednak pozostając mentalnie w temacie i całej kulturze. JR się to udało. Carrie Underwood już nie. Ona łączy country z popem i nie wiem, co jest gorsze. Jako zwyciężczyni amerykańskiego Idola, pop ma niejako wpisany na listę obowiązkowego brzmienia. I nawet specjalnie się przed tym nie broni (nie żeby miała cokolwiek do powiedzenia), jest jej to na rękę, bo przecież kto kupi jej płytę, jeśli nie pokolenie wychowane między Britney a Miley? Carrie Underwood jest kolejnym produktem, który musi śpiewać nijako - a przecież śpiewać potrafi.

Nie powiem, zmęczyła mnie ta płyta. Zmęczyła, jak cholera. Nie potrafię powiedzieć, czy wszystkiego jest tam za dużo czy za mało, bo napieprzone jest tam wszystkiego po uszy. Popowe piosenki nie tylko ranią uszy, one zwyczajnie odrzucają od tej płyty, powodują ból głowy. Z kolei elementy folku każą zadać sobie pytanie: po jakie licho ta płyta powstała? Ani nie bawi, ani nie odpręża, ani nie daje do myślenia (Boże broń, jeszcze tego brakuje!), a ckliwe ballady wzbudzają w człowieku mordercze instynkty. Dzięki Markowi Bright'owi, producentowi płyty wzrośnie przemoc, jak nic.

Mocno mnie zastanawia wysoki poziom sprzedaży tej płyty w Stanach Zjednoczonych.

Do posłuchania
Carrie Underwood: Good Girl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz