Siedemnastoletni Benson myślał, że stypendium Akademii Maxfield będzie przepustką do lepszego świata. Mylił się. Został uwięziony w szkole otoczonej drutem kolczastym. W szkole, w której kamery śledzą każdy ruch. W której nie ma dorosłych. W której uczniowie podzielili się na trzy grupy, po to żeby przetrwać. Jeśli nie jesteś w żadnej z nich, to nie ma ciebie.*
Ucieszyłam, się kiedy Małżonek wygrał właśnie tę książkę, bo i wizualnie i z opisu wyglądała mi na kawał dobrego thrillera, czyli to co tygrysy lubią najbardziej. Ciekawe foto z dwójką dzieciaków na okładce potęgowało uczucie ciekawości, więc dość szybko uporałam się z pozostałymi książkami i zabrałam Robisona do łóżka. Jakież było moje zdziwienie, gdy następnego dnia okazało się, że zasnęłam już na 2 stronie! To, jak wiadomo nie wróży niczemu dobremu. Niezrażona, następnego wieczoru ponownie sięgnęłam po "Wariant" i tym razem zatopiłam się w lekturze w oczekiwaniu na grozę. I znowu nic. Przeczytałam książkę, bo tak wypada skoro już zaczęłam. Ale ani strachu, ani grozy, ani terroru, czy kto co tam "wypatrzył" ja nie uświadczyłam, a czytać ze zrozumieniem potrafię.
Zupełnie nie odnajduję w tej książce elementów psychologii, nie ma nawet totalitaryzmu (no, może odrobina), jest za to zbiór obrazków zupełnie do siebie niepasujących. Banda dzieciaków próbując się nie pozabijać chce stworzyć komunę i jakoś w niej współgrać dzieląc się obowiązkami. Jedni pilnują porządku, uczą, nadzorują, drudzy gotują, zajmują się zielenią a ostatni robią za tak zwanych złych chłopców, czyli mają robić rozpierduchę, żeby coś się działo. Co i rusz, szkoła (czyli grupa porządkowa) zabiera do aresztu, z którego się nie wraca, jakiegoś ucznia - tak dla przykładu. Szkoły trzeba się bać, należy być jej posłusznym, bo Szkoła ma jakiś cel w tym eksperymencie, o którym wszyscy wiedzą, że jest, tylko nie ma odważnego, żeby zapytać.
W którymś momencie można popaść w lekką paranoję, czy to roboty, ufo czy nie daj Bóg jakaś wojna. Dzieciaki młócą się nawzajem nie tylko w paintball i człowiek ma wrażenie, że czegoś brakuje. Czegoś zupełnie konkretnego i obiecanego. Strachu. Bo po co ktoś czyta powieść grozy, jeśli nie po to, żeby się bać? No po co? Chyba, że dla śmiechu, ale i to jest obce w tym przypadku. Fabuła powoli się rozwiązuje bez zaskoczenia dla czytelnika. Ta książka nie daje nic, kompletnie nic, ani rozrywki, ani wiedzy jakiejkolwiek, ani zastanowienia, ani nawet satysfakcji z zakończenia. Ot, taka książka z ładną okładką.
* Fragment pochodzi z opisu książki.
Tytuł/Autor: Wariant/Robison Wells
Wydawnictwo/Rok wydania: Wyd. Amber/ 2011
Okładka/Ilość stron: Miękka, 302 strony
5 marca 2012
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz