11 grudnia 2011

Świętszy od przenajświętszego

Przy okazji mszy rocznicowej za dziadków odwiedziliśmy dzisiaj nasz parafialny kościół, czego w powszednią niedzielę zazwyczaj nie czynimy mając na uwadze nasze poczucie estetyki i jako takiej godności chrześcijańskiej. Dziś jednak należało być właśnie tutaj, co też uczyniliśmy z najszczerszych chęci. Pomni wielu "cudów" i wyjątkowo "widowiskowej" celebracji nabożeństwa, z lekką obawą zasiadaliśmy do ławek.

I otóż właśnie to. Tuzin ministrantów biegających po ołtarzu, za czym? Ludzie tumanieni przez całe nabożeństwo wszelkiego rodzaju kadzidłami, po co? Msza św. zamieniona w prawdziwą rewię wspaniałości bez skupienia i pietyzmu, dlaczego? Nie rozumiem, w którym z tych elementów ludzie mają dostrzec Boga. Irytuje mnie to tym bardziej, że jestem właśnie na etapie czytania książki Prokopa i Hołowni, gdzie ten drugi robi z ludzi bezbożników, którzy nie chcą i nie potrafią się modlić, a nade wszystko odchodzą od Kościoła, bo nie potrafią go zrozumieć. Na miłość boską! Z całym szacunkiem dla inteligencji tego Pana (o której istnieniu wiem i którą szanuję), nie jestem w stanie pojąć, dlaczego uważa społeczeństwo za bandę debili. Bo właśnie to wynika z jego książkowych wynurzeń. Pedofilię w Kościele i gejowskie sekty w USA uważa za "słabe jednostki", ale człowiekowi, któremu nie imponuje cała ta szopka wskazuje drogę do zrozumienia poprzez rozmowę z księdzem, bo inaczej szatan wylezie mu spod skóry. I ja się teraz pytam, z którym księdzem mam rozmawiać? Który jest na tyle inteligentny, by móc cokolwiek wyjaśnić, skoro nawet kazania namiętnie ściągają z internetu? Któremu w ogóle chce się jeszcze rozmawiać?

A może zwyczajnie powinniśmy masowo zacząć czytać książki Pana Szymona? Tylko co z tego, skoro nic nowego z nich nie wynika. Tak, jesteśmy kosmopolitycznymi katolikami, jakkolwiek dziwnie to brzmi. Nie boimy się mówić, co nas w Kościele razi i co denerwuje. Jednocześnie doskonale zdajemy sobie sprawę z problemu i szukamy drogi wyjścia - o czym Pan Szymon zdaje się być niepoinformowany. Nie szukamy zastępczych bożków, a jesteśmy zwyczajnie ich ciekawi, podobnie jak kuchni, kultury i sytuacji politycznej. Nie potrzebujemy nowej religii, by się dowartościować, podobnie jak nie szukamy nowej żony, gdy obecna zamyka się w drugim pokoju i nie chce porozmawiać.

Ponadto, naprawdę mamy dość mówienia do nas jak do bezmózgich istot prosto z kosmosu; nie potrzebujemy, by powtarzać nam 5 razy to samo, nie ubierając tego nawet w inne słowa. Księże doktorze Marku, rekolekcjonisto, 3/4 z tego bezsensownego gadania wystarczyłoby wywalić, by odnieść się do meritum, pozostawić dobre wrażenie, nie zmarznąć i zdążyć na obiad. Niestety, za dużo głupot się ksiądz naczytał.

1 komentarz:

  1. Anonimowy11/12/11

    Byłem tam i słuchałem. Szczękałem zębami ze złości. Tak łatwo traktować ludzi jak głupiutkie istotki. Powiedzieć, to jest be a to cacy. Dać dziecku lizaczka i wznosić oczu ku niebu. Przy okazji obowiązkowo gromić z ambony, że ludzie nie umieją żyć.

    Zbiera im się zbiera. Kiedyś wiernie przyjmujące słowo księdza pokolenie odejdzie.

    OdpowiedzUsuń