10 grudnia 2010

"Samozwaniec" - Jacek Komuda

"Rok 1605. Polskie wojska wkraczają do Moskwy. W husarii najstraszniejsze są konie. Mają oczy jak przeczyste dziewice. Takie wielkie, takie niewinne. Niosą na grzbiecie skrzydlatą kostuchę. Polską śmierć... Oto historia straceńców, którzy wrogów liczyli dopiero po bitwie. Zabitych. Oto historia ludzi tak szalonych, że poszli w tany z samą śmiercią. Tak zuchwałych, że uwiedli Fortunę. Tak dumnych, że diabłu plunęli w twarz. I tak hojnych, że za przyjaciół płacili tylko krwią i życiem. Oto historia awanturników i husarzy, którzy wstrząsnęli murami Moskwy i sięgnęli po koronę carów."

Wiecie, co jest najfajniejsze? Nie zawiodłam się na tej książce - dla mnie zupełnie niepotrzebnie podzielonej na dwa tomy, no ale nie jestem wydawcą, nie zarabiam na tym. Cała historia opiera się na wyprawie polskich wojsk pod wodzą Dymitra Samozwańca na Moskwę celem zdobycia carskiego tronu i "wybawienia" Rosji od Borysa Godunowa, który przejął tron po Iwanie Groźnym. Każdy z bohaterów ma inne powody do wyruszenia na wyprawę, z której zapewne nikt żywy nie wróci. Dymitr chce zdobyć tron, Dydyński musi odnaleźć stryja i jego dzieci, inaczej ojcowizna przepadnie, Dworyckiemu marzy się hetmańska buława, wojewoda sandomierski chce zostać teściem Dymitra, a żołnierze? Jak to oni, chęć przygód i wizja mamony przysłaniają zdrowy rozsądek.

"Samozwaniec" okazał się właśnie taki, jakim go sobie wyobrażałam. Ta książka żyje własnym życiem, wielowątkowością, całym wachlarzem bohaterów - od nieskalanych bohaterów narodowych do największych łotrów i najznamienitszych rębajłów w Rzeczypospolitej.

Ale przecież nie tylko o polskich szlachcicach jest to książka (temat poruszony w "Warchołach i pijanicach" tegoż autora). Wątkiem scalającym całą akcję jest postać samozwańczego carzyka - Dymitra, najmłodszego syna Iwana Groźnego, który chce odzyskać moskiewski tron. Postać arcyciekawa pod względem historycznym, gdyż do dziś trudno ustalić, czy był to prawdziwy syn cara, czy jedynie samozwaniec wyznaczony przez możnych polskich do zdobycia Kremlu, a może zakonny skryba. Oficjalnie wiadomo było, że Dymitr Iwanowicz, szósty syn Iwana Groźnego w wieku 9 lat zabił się sam nożem, gdy w czasie gry w pikuty dostał ataku epilepsji.
Faktem natomiast jest, że w książce Komuda przedstawia go jako bardzo niestabilnego emocjonalnie i rozchwianego psychicznie człowieka, który nie ma kompletnego pojęcia o prowadzeniu wojska, utrzymaniu żołnierzy i obietnicach, które w jego ustach brzmią jak niepoważne i nieprawdziwe dzielenie skóry na żywym niedźwiedziu. Dymitr wzbudza odrazę i śmieszność - zupełnie inaczej niż mój ulubieniec znany z innych opowieści Komudy, Jacek Dydyński.

Myli się jednak ten, kto twierdzi, że postać Dydyńskiego już się przejadła, że on sam swoją osobą nie wnosi nic nowego i ciekawego. Jego walorem jest jej dojrzałość. Znamy rozgoryczonego Jacka, znamy odważnego Jacka, znamy przegranego Jacka. Ale nie znaliśmy Jacka na początku jego żołniersko-najemnej drogi, podobnie jak motywów, które nim kierowały. "Samozwaniec" pozwala nam na zrozumienie jego szaleńczej odwagi, ukazuje go jako człowieka, który chociaż bardzo chce żyć, to nie ma nic do stracenia. Jest dojrzałym mężczyzną, choć w oczach przyjaciół nie jest prawdziwym żołnierzem. I to go mierzi najbardziej - ciągła potrzeba udowadniania, że jest lepszy, dzielniejszy, twardszy. I rzeczywiście jest, choć to nawet w najmniejszym stopniu nie przybliża go do celu, który obrał.

Tak naprawdę jednak w tej książce bohaterów jest wielu: Hetmanka, Wilczur, Deresz, husarskie konie zabite lub ranne w bitwie. "Prawdziwi bohaterowie zwycięstwa husarii, petyhorców i polskich kozaków, którzy zapłacili za to cenę o wiele wyższą niż wielcy panowie". "Stąd właśnie brała się owa legenda powtarzana wśród Niemców i Szwedów, że jazda Rzeczypospolitej była nieśmiertelna, bo czasem po oddaniu salwy nikt nie wyłamywał się z szeregu, a konie szły dalej cwałem, choćby kilka chwil później połowa miała paść przeszyta kulami na wylot".* To najdramatyczniejszy fragment książki, gdzie łzy same cisną się do oczu, pewnie też na myśl o miłości i szacunku autora dla tych zwierząt.

Ale "Samozwańca" nie warto czytać tylko dla samych bohaterów czy wydarzeń. Język, którym posługuje się Jacek Komuda jest mistrzowski. Nie wiem ile czasu poświęcił na dialogi polsko-rosyjskie w dodatku XVII-wieczne, ale jestem pod wielkim wrażeniem. Są to z pewnością jedne z ciekawszych przymiotów tej książki, które oceniam na plus. I to taki duży plus, bo wielokrotnie musiałam przerwać czytanie porwana nieopanowanym śmiechem. Cała masa językowych "kwiatków" tak idealnie dopasowanych do charakterów poszczególnych bohaterów a przede wszystkim do sytuacji. Najwymyślniejsze i zapewne najbardziej obraźliwe wyzwiska i wulgaryzmy przerzucane między wartami wrogich wojsk są po prostu urocze, a ich komentarze rozbrajające. To w połączeniu ze świetnym warsztatem i cierpliwością do ślęczenia w bibliotekach i szukaniu wszystkiego, dosłownie wszystkiego co jest w tej książce zawarte dało efekt w postaci opisów, obok których nie można przejść obojętnie - są profesjonalne, szczegółowe i posiadają historyczne wyjaśnienie. Nie ma tu nic zrobionego po łebkach, ani jedna strona nie nudzi, nie jest zepsuta jednym złym słowem. Książki są dopracowana w każdym najmniejszym szczególe. Aż chce się czytać. I czyta niestety zdecydowanie za szybko.

Nie przesadzę, jeśli powiem, że "Samozwaniec" to zdecydowanie najlepsza książka, którą:
1. kiedykolwiek czytałam
2. kiedykolwiek napisał autor
A sam cykl "Orły na Kremlu" szykuje się na wielką sensację i wybitność nad wybitnościami, za którą niestety Komuda może dostać, mówiąc za Ławcami.B nagrodę sportowo-literacką Nike. Taki my lud zakłamany i zawistny, że takiego Komudę trzeba traktować jak zbawcę. Cóż, osobiście nie dziwię się, że ma on problem z własnym doktoratem, jeśli wciąż na przekór całemu środowisku pisarzy i historyków pisze TAKIE powieści. Powieści historyczne, które nie mieszczą się w żadnych ramach ułudy, grzeczności i zatajania niewygodnych faktów. Jak sam pokornie przyznaje, woli dzielić półkę w księgarni z fantastyką, niż z literaturą piękną. Amen.

* przytoczono fragmenty II tomu "Samozwańca"; strony 185 i 186
W ramach ciekawostki podaję linki do kilku wywiadów z Jackiem Komudą katedra.nast.pl paradoks.net

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz