
Francois Villon to poeta jakich mało (autor Wielkiego Testamentu), żadne tam rymy częstochowskie! To sztuka wyższa, którą nie wszyscy zrozumieją, choć praktycznie każdy by chciał. Sztuka tworzona w tak zwanych trudnych warunkach, bo i podczas aktu miłosnego, bójki na śmierć i życie a i nierzadko z głową w szambie. Cóż, sztuka wymaga poświęceń a prawdziwy artysta jest przygotowany na trudne warunki. Przynajmniej ten artysta.
Szelma, rozbójnik, złodziej, niemalże egzorcysta i grzesznik ciągle sprowadzany na drogę wiary i Kościoła. Sprowadzany a i owszem, ale niekoniecznie sprowadzony. Lubi ładne dziwki, piwo w dużych ilościach i historie o duchach. Demony i diabły mu nie groźne. Taki trochę Sherlock Holmes średniowiecza.
A to wszystko oczywiście w trzech opowiadaniach Jacka Komudy: Diabeł w kamieniu, Imię Bestii i Tak daleko do nieba pod wspólnym tytułem Imię Bestii. Autor tym razem zabiera nas w podróż do brudnej, śmierdzącej, pełnej brzydkich ludzi i ich zabobonów Francji. I myli się ten kto sądzi, że średniowieczny Paryż czy Carcassone jest najnudniejszym miejscem, o którym można pisać i to jeszcze w religijnym kontekście. Komuda podpiera się tutaj jak najbardziej rzeczywistymi faktami, które zgrabnie ubiera w fabułę. Może troszkę moralizatorsko, ale z wielkim zacięciem humorystycznym ukazuje nam bolączki i błahostki, które przybierają rangę prawdziwych dramatów. Ale nie tylko.
Komuda walczy z zabobonami i odpustami sprzedawanymi na każdym kramie, i pod każdym kościołem. Ludzka chciwość, nienawiść i wszędobylskie pokusy przybierają tutaj postać Bestii, z którą paradoksalnie walczy właśnie Villon, bo któż lepiej wpasuje się w obraz zepsutego miasta, jeśli nie równie zepsuty łotr? Jak się okazuje- na zło jest tylko jedno lekarstwo- większe zło. Aż do zupełnego zohydzenia, kompletnej destrukcji. Bez zbędnej idealizacji i pompatyczności.
Wszystko to okraszone językowymi "kwiatkami", śmiałymi opisami zachowań, naturalistycznego wyglądu miast, które budzą grozę i odrazę samych mieszkańców. I ta niebywała lekkość pióra, która sprawia, że aż chce się czytać i to fenomenalne budowanie napięcia, gdy włosy jeżą się na karku... Po raz kolejny Komuda udowadnia, że jest mistrzem prozy.
Autor: Jacek Komuda
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: 2005
Format: 360 stron,oprawa miękka, format 125x195
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz