4 lipca 2010

Jacek Komuda: Czarna szabla


Uff, udało mi się wreszcie skończyć Czarną szablę i oddać ją Małżonkowi. Czemu tak długo? Zawinił jedynie brak czasu. Podobnie było zresztą z Bohunem. Książki niesamowite jak na nasze czasy, kto dziś zajmuje się Polską szlachecką? Jak pisałam w poście poświęconym porównaniu Charakternika i Diabła Łańcuckiego- każdy. Ano taka moda do nas przyszła, że pisać o polskim szlachectwie, Kozacczyźnie czy Zaporożu stało się trendy (czy jak to się teraz mówi). Tyle tylko, że nie każdy potrafi, choć chęci ma pewnie szczere. Cóż, Komuda jest tutaj absolutnym wyjątkiem, jego książki pochłania się w ilościach masowych i NIGDY nie ma dość. Chyba, że kogoś naprawdę taka tematyka nie interesuje...

Czarna szabla to zbiór 5 opowiadań, przygód z życia Jacka Dydyńskiego zwanego Jackiem nad Jackami- stolnika sanowskiego, największego rębajły na Rusi. Muszę przyznać, że dużą zaletą opowiadań Komudy jest fakt, że prócz tego, że pochodzą z różnych okresów twórczości pisarza, to są też bardzo różnorodne. Autor nie popada w schematyzm, "żeby było łatwiej". Znajdziemy tutaj pościgi zhańbionej szlachcianki za niejakim panem Białoskórskim. Chociaż przyznać muszę, że w największe rozbawienie wprawiły mnie już pierwsze dialogi! (Wilczyca); odwiedzimy jedyną w swoim rodzaju karczmę, w której serwuje się iście katowskie potrawy (Pod Wesołym Wisielcem); ale też razem z panem Dydyńskim szukać będziemy wiatru w polu, czyli człowieka, który właściwie to już nie żyje a tak na co dzień robi za upiora przebranego za czarnego rycerza (Nobile verbum).

Ale Jacek Komuda porusza też poważniejsze tematy, czego dowodem jest choćby nawet dość odważne Jeruzalem zamieszkałe przez heretyków, innowierców i ludzi na tamte czasy niezwykłych. Brzydzących się wojną, mordem, rozlewem krwi, posiadających naiwne ale i czyste (może nawet święte) podejście do życia, do innych ludzi. Mieszkańcy Jeruzalem są solą w oku sąsiadów, którzy nie uznają ich haseł, prawa do wolności słowa i równości społecznej dla odmieńców. Rozjemcą zostaje Jacek Dydyński, z pożytkiem czy szkodą dla obu stron? Ciężko stwierdzić, nigdzie nie widziałam opisu stosów przygotowanych dla heretyków, ale nie widziałam też zrozumienia dla honoru i odwagi. Trochę szkoda, że można być i świętym i krótkowzrocznym.

Opowiadaniem, które jak rozumiem kończy przygody Jacka nad Jackami są Biesy polskie, czyli powrót (a może prolog, bo akcja toczy się jeszcze przed Batohem) do Bohuna. Ale już nie Jacka a jego syna, Jana, który jak przystało na młodego idealistę, dał się wprowadzić w maliny i zdradzić. Jan jako porucznik hetmański ma pojmać krewkiego i żądnego zemsty na Ukrainie Jana Barańskiego. Dydyński wierzy naiwnie, że to przyniesie Ukrainie spokój i tak pożądaną przez wielu unię dwóch narodów. Komuda bez ozdobnych kwiatków i zbędnych frazesów pokazuje dlaczego zgoda była niemożliwa, wprowadza nas w świat wojny, bestialskich mordów, gwałtów i rabunków... obu stron. Uświadamia nam naszą małość wobec ogromu tragedii i rozpaczy. Tu nie ma biernych świadków wydarzeń, są albo kaci albo ich ofiary. Jak Jan Dydyński.

Chylę czoła przed Jackiem Komudą. Z podziwem, z szacunkiem i troszeczkę z zazdrością. I czekam na więcej.

Autor: Jacek Komuda
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: 2007
Liczba stron: 286
Format: okładka miękka, 12.5x19.5cm

2 komentarze:

  1. Ależ się tu 'Komudowo'zrobiło, a jak mnie to cieszy:). Pięknie piszesz Gabi, bardzo lubię Cię czytać, pisz więcej:*

    OdpowiedzUsuń
  2. Oleńko!
    Aż się zarumieniłam z radości :) Dziękuję bardzo a jeszcze bardziej cieszę się, że to i Twoje klimaty. Wobec tego bez ociągania się, zabieram się do roboty :):*

    OdpowiedzUsuń