19 października 2012

Andrew Tarnowski: Ostatni mazur


Oj zaskoczył mnie tą książką Andrzejek*, zaskoczył. Nie żeby były w niej jakieś cuda na kiju! Nie, urzekła mnie ta historia rodziny nie byle jakiej, bo samych Tarnowskich - tak, tych od Tarnowa po Tarnobrzeg najbardziej chyba przez to, że spisała ją osoba kompletnie niezwiązana emocjonalnie zarówno z wydarzeniami, jak i (tak przynajmniej sądzę) z osobami, które opisuje. Dlatego napisana jest jak zza szyby, bez niepotrzebnych sentymentów i skruchy wyciąga wszystkie trupy z szafy, czyli skandaliki, których udziałem stała się właśnie ta część przedwojennej arystokracji.

Pięknie Autor opisuje przedwojenny świat zabaw, dworów, polowań a jednocześnie bezczynności, snobizmu tak wielkiego, że wychowywanie własnych dzieci, było pracą ponad siły. Romansów i miłostek, ślubów w najbliższej rodzinie i tragedii z tym związanych; pustogłowia młodzieńców i kompletnego zidiocenia panien, które musiały dorosnąć praktycznie jednej nocy - w dniu rozpoczęcia wojny. I jak zwykle okazało się i tym razem, że "elyta" zawsze sobie poradzi, bo wszędobylskie koneksje i znajomości potrafiły utorować im drogę tam, gdzie sobie zażyczyli. Więc i wojnę przebalowali od Belgradu po Kair, nie myśląc nawet o powrocie, póki nie trzeba było walczyć o majątek. O przepraszam, kilku panów ku chwale nazwiska brało udział w walkach.

Ten ich brak zasad, moralności, wiary w cokolwiek ponad własne potrzeby był tak nieprawdopodobny, że aż zęby bolą. Ale Andrew Tarnowski nie wymyśla nic ponadto, czego się dowiedział podczas lat poszukiwań własnej tożsamości. I smutne jest to, że właśnie przez to Tarnowscy się go wyrzekli, ale z drugiej strony... jakież to polskie!

Facet daje nam kawałek naprawdę dobrej historii, popartej opowieściami ludzi, którzy byli naocznymi świadkami wydarzeń, fotografiami wyjętymi z rodzinnego albumu i nieodpartym wrażeniem, że on sam chce wiedzieć, kim jest i kim mógłby być, gdyby nie wojenna zawierucha i późniejsze następstwa wojny. A mógłby być kimś, kogo nam samym - chociaż uczono nas o tym na historii - trudno wyobrazić sobie współcześnie.

* Andrew Tarnowski - brytyjski dziennikarz polskiego pochodzenia. Przez trzydzieści lat był korespondentem Agencji Reutera. "Ostatni mazur" to jego pierwsza książka, za którą został wykluczony ze Związku Rodu Tarnowskich.


Tytuł/Autor: Ostatni mazur/Andrew Tarnowski
Wydawnictwo/Rok: W.A.B/2008

3 komentarze:

  1. To dobrze, że są jeszcze tak ciekawe i nietuzinkowe recenzje. Serce rośnie, jak widzę w jaki sposób zachęciłaś mnie do zapoznania się z tą książką, o której nie miałem pojęcia. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja po prostu ubóstwiam dobre książki i chociaż czytanie i recenzowanie nie idą ostatnio w parze, to staram się mimo wszystko klepnąć kilka słów o tych bardziej wartościowych :) Niezmiernie mi miło, jeśli udało mi się zachęcić Cię do przeczytania.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wydaje mi się, że największym probleme rodziny Tarnowskich był brak miłości, który przechodził z pokolenia na pokolenie, niczym choroba genetyczna. Wielokrotnie mr. Andrew pisze o niszczącym relacje braku czułości. Być może to był znak tamtych czasów, że dzieci były wychowywane przez nianie, a do rodziców przychodziły raz dziennie ucałować ich w dłoń i chwilę pogawędzić. Jednak ta oschłość i dystans w stosunku do własnych latorośli odbija się potem na dorosłych już dzieciach. Pozbawione miłości w dzieciństwie, nie potrafią tworzyć szczęśliwych związków i sami nie potrafią okazać miłości własnym dzieciom. Mam wrażenie, że Tarnowskiemu podczas pisania tej książki spadł z serca wielki ciężar, że w końcu mógł się wyżalić, powiedzieć jak czuł się jako niechciane dziecko rodziców, którzy ciągle walczyli ze sobą, zdradzali się, by się ostatecznie rozejść. I jednocześnie przyznać się do własnej porażki, do tego, że nie potrafił uratować własnego pierwszego małżeństwa, jakby klątwa Tarnowskich ciągle działała.

    OdpowiedzUsuń