2 kwietnia 2010

Nie umiem modlić się tak, jakbyś tego chciał

Pięć lat temu dokonał się ostatni z cudów Ojca Świętego. Pięć lat temu cały świat płakał razem z nami. Nie po to, by rozpaczać, ale by się radować. Santo Subito.



Niech staną zegary
Zamilkną telefony
Dajcie psu kość
Niech nie szczeka, niech śpi najedzony.
Niech milczą fortepiany
I w miękkiej werbli ciszy
Wynieście trumnę
Niech przyjdą żałobnicy
Niech głośno łkając samolot pod chmury się wzbije
I kreśli na niebie napis "On nie żyje!"
W.H. Auden

Czy wierzę w cuda? Nie, chociaż jeden widziałam na własne oczy. Czy wierzę w Kościół? Nie, bo to banda despotów czerpiących wiedzę o życiu z poradników. Czy wierzę w Boga? Nie więcej i nie mniej niż przeciętny polski katolik. Czy mam w sobie choć odrobinę szacunku do świętości? Tak, chociaż i moja euforia nieco osłabła przez ostatnie pięć lat.

Wtedy to wszyscy, jak jeden mąż krzyczeli SANTO SUBITO i każdy - młody czy stary nosił na ramieniu czarną opaskę, znak nie tyle żałoby, co przynależności do Pokolenia JPII, które nagle ogłosiły media. Tak pięknie o tym mówiliśmy i tak pokazowo płakaliśmy, i... wtedy było to jak najbardziej autentyczne. Łzy rozpaczy wylewające się wprost z naszych osieroconych serc. A później wydarzyło się coś niewiarygodnego - cały świat pochylił pokornie głowę i płakał razem z nami.

Jacy my byliśmy wtedy wspaniali! Jacy piękni w tym swoim smutku, który jednoczył nas na placach i w kościołach. Jak mantrę powtarzaliśmy fragmenty homilii Jana Pawła II, czytaliśmy Jego wiersze a rozchodząc się śpiewaliśmy Barkę. Tak, by zdruzgotać; by wycisnąć łzy; by zmusić do jeszcze większej żałości. Później ze ściśniętym sercem uczestniczyliśmy w ostatnim pożegnaniu, gdy wiatr podrywał czapki z głów i zmuszał do padnięcia na kolana. Zmuszał do zastanowienia nad sobą, nad sensem życia, nad sensem istnienia.

Cudem było to, że tak bardzo w to wierzyliśmy, że byliśmy tak mocno przekonani o tym, że śmierć Ojca Świętego zniosła wszelkie granice i różnice między nami. Mieliśmy poczucie, że On tak bardzo by tego chciał i że właśnie to należy teraz zrobić, nie tyle dla nas samych, co dla Niego, dla pamięci o Nim. By On był z nas zadowolony i by nam żyło się lepiej; byśmy mogli grzać się w promieniach Jego nauki pozbawieni poczucia, że coś nadal jest nie tak.

Jeszcze przez długi czas media karmiły nas historyjkami, że jesteśmy wybrańcami, prawdziwymi dziećmi swojego Ojca, bo wciąż pamiętamy o człowieku, który tak bardzo nas umiłował i tyle dla nas poświęcił. Który umierał na naszych oczach po to, by coś nam w ten sposób przekazać; by udowodnić, że człowiek do końca pozostaje tylko człowiekiem i że tak naprawdę najważniejsze jest, ile z siebie dasz a nie ile otrzymasz w zamian. Że Jego poświęcenie wymaga poświęcenia również od nas; że winniśmy stać się lepszymi katolikami, bardziej miłosiernymi braćmi i kochającymi dziećmi, bo to do nas należy przyszłość tego świata.

Ale my nie nawykliśmy do słuchania. Trzeba było płakać, to płakaliśmy, bo tak robili wszyscy; bo przez chwilę poczuliśmy, że mamy sumienie... Ale dziś niewiele pozostało w nas tych nauk, nie oszukujmy się, nie krzyczmy chcąc zabrać głos. Czy naprawdę obraz naszej młodzieży kształtujemy spoglądając na inne kraje? Wystarczy spojrzeć na nagłówki w gazetach i internecie, ba! wystarczy rozejrzeć się wokół. Tak dzisiaj wygląda Pokolenie JPII. Tak owo Pokolenie wyglądało zawsze. I nie jest to winą ani papieża, ani Kościoła. Kochani, szacunek do drugiej osoby i dobre wychowanie wynosi się z domu. Ni mniej, ni więcej.

Wstydzę się za matki mordujące swoje dzieci, wstydzę się za gówniarzy gwałcących kolegę butelką, wstydzę się za pielęgniarki "niesłyszące" próśb i nawoływań pacjentów, wstydzę się za ojców molestujących swoje córki, wstydzę się za Kościół udający, że tego nie ma. Wstydzę się za siebie samą, za brak czasu na chwilę modlitwy i refleksję nad tym, co tak naprawdę w życiu jest ważne; co było ważne pięć lat temu, a dziś poszło w niepamięć, mimo że nie straciło na wartości. I zazdroszczę Ci, jeśli Ty nie musisz się wstydzić.

2 komentarze: