4 marca 2010

Paulo Coelho, Czarownica z Portobello

"Lubię wyobrażać sobie następującą scenę: po wyjściu z kościoła Atena spotyka Chrystusa. Z twarzą zalaną łzami rzuca Mu się w ramiona i błaga, by jej wyjaśnił, czumu ją wyrzucono za drzwi tylko dlatego, że podpisała jakiś świstek, który w wymiarze duchowym nie ma najmniejszego znaczenia, a liczy się tylko dla notariusza i urzędu podatkowego.

A Jezus spogląda na Atenę i mówi:

- Spójrz, dziecko, mnie też wyrzucono. Już od bardzo dawna nie chcą mnie wpuścić do środka."

Szirin Khalil. Atena. Czarownica z Portobello. Kobieta, która sprzeciwiła się wszelkim dogmatom kościelnym; wyklęta i potępiona przez społeczeństwo, buntowniczka, manipulantka i ofiara; medium, mistrzyni i mentorka. Kobieta szukająca miłości i miłością gardząca. Wymarzone i długo oczekiwane dziecko swoich rodziców pełne sprzecznych uczuć i wizji. Wspaniała matka. Osamotniona. Oszukana. Błądząca w otchłani złudnego świata i szukająca szczęścia, która zamiast zginąć na stosie jak jej poprzedniczki, została brutalnie zamordowana "dla świata".

I tym razem bohaterów Paulo Coelho otacza aura magii, tajemniczości i wyjątkowości. I choć porzucił ckliwe tony (choćby "11 minut") i nie do końca udane babranie się w głębokiej psychoanalizie ("Weronika postanawia umrzeć"), to nadal bawi się w moralizatora, który rzuca wielkimi cytatami prosto w publikę, doskonale wiedząc, że to kupi. W końcu jest już weteranem komercyjnych powieści, którymi zachwycają się czytelnicy na całym świecie.

"Czarownica z Portobello" podobnie jak "Zahir" ukazuje bardziej osobistą stronę autora. Nie ma tu bajkowego świata, mitycznych krain, prostytutek, które z biegiem stron powieści zmieniają się w Kopciuszka, nie ma poszukujących szczęścia w swojej mądrości bohaterów. Jest kobieta zmierzająca się z niedoskonałościami świata. Ukazująca bezsens Kościoła razem z jego nakazami, przykazaniami i wiarą w samą instytucję kościelną, tak by człowiek czuł się maluczki i strachliwy, by czuł się bezpieczny, choć ogłupiały. Bo Kościół to biznes. Nie nadzieja i miłość. Dekalog silny w swej potędze i trwający tysiące lat... Nie wiara w cuda i coś ponad nami a biznes, tak dobrze nam znany. Nam - tu w Polsce.

Coelho mówi też o Kościele tracącym swych wyznawców przez surowe reguły jakimi się kieruje. Potępia rozwodników i samobójców. I wszystkich tych, którzy w jakiś sposób odstają od reszty. Bogaci się na niedoinformowanych i fanatykach, tworzy swoje sekty w imię Boga, pozwala na szykany społeczeństwa i handel w kościele w dzień święty, choć zabrania tego w innych miejscach; sprzedaje odpusty i sakramenty. Takie XXI-wieczne średniowiecze.

Ale mówi też o takim zwykłym, ludzkim zagubieniu, poszukiwaniu nie tylko siebie, ale kogoś... dla siebie; o różnych rodzajach kobiecej miłości, o potrzebie przynależności i poczucia bycia potrzebnym, o walce o swoje idee i marzenia. I o przegranej w świecie zaściankowości, zawiści i zła.

Po raz kolejny Paulo Coelho pokazuje, że jest też zwykłym facetem, a nie tylko gościem, który cokolwiek napisze i tak dostanie za to grubą kasę, a miliony czytelników będą go wielbiły niczym boga prozy, bo taki mądry, taki wrażliwy i taki życiowy, choć pisze to co trzeba pisać, a nie to o czym chciałby opowiedzieć.

Mimo wszystko (niczym prawdziwa buntowniczka) polecam Czarownicę. Dla tego mistycyzmu, tajemniczości i dla wszystkich tych, którzy odnajdą kawałek siebie na jednej ze stron.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz